HEROWA HISTORIA

Skoro tu jesteś, to zapewne nie z pytaniem „Who the F*** is Viru?!” na ustach, ale i tak istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie znasz kompletnej historii strony i salonu Viru Czesze Hery. Także rozsiądź się, chwyć michę z popcornem i oddaj się lekturze.
Dawno, dawno temu w pewnym nieznanym nikomu (he he) salonie fryzjerskim na krakowskim Kazimierzu, była sobie dziewczynka, która bardzo lubiła grzebać ludziom we włosach. Pal sześć, jeśli byli to klienci salonu przybyli właśnie w tym celu. Gorzej, że znajomym napotkanym na dzielni zamiast „cześć” rzucała uwagę na temat zmian w porowatości ich włosów, a zamiast podania ręki, tę rękę zanurzała w czuprynie nieszczęśnika. Wszyscy mieli ją za lekką wariatkę, ale że Kraków ceni ludzi z pasją, docenienie kunsztu fryzjerskiego dziewczyny i zrozumienie dla jej dziwactw było kwestią czasu.
🌎W budzących się do życia social media, dziewczę założyło fanpage „Viru czesze hery”, na której dzieliło się swoimi włosowymi pracami i metamorfozami. Brzmi banalnie? To musicie wiedzieć, że kilka lat temu na wieść o takim pomyśle, wszyscy pukali się w czoło. Bo co to za nazwa, co to za pomysł, po co to? Poza piękną ideą propagowania włosomaniactwa, pomysł miał też swoje drugie dno: nasza bohaterka potrzebowała po prostu hajsu na czynsz… I w ten sposób włosy niemal wkręciły się w wir sieci, zebrały wokół siebie grono wiernych fanów i wylały się poza stronę.
💨Pewnego dnia w jednej z internetowych dyskusji na temat krakowskich fryzjerów, pojawił się wpis o „świetnej, młodej” acz „specyficznej” fryzjerce. Autorka wpisu zachwalała dokładność wywiadu przed usługą, wyczucie koloru, wybitne umiejętności zarówno w naturalnych, jak i szalonych kompozycjach włosowych… Ba! Nawet w upartości tejże fryzjerki upatrywała pozytywów. Kraków, który dopiero uczył się, co to znaczy dobre fryzjerstwo, podniecił się w sekundzie!💥Post krążył po sieci, ludzie opowiadali między sobą historie o jakiejś wytatuowanej wirtuozce włosa… I wnet już całe miasto wiedziało, że powiedzieć „Byłam/em u Viru”, to jak wygrać towarzyskiego Nobla. Szczególnie, że najbardziej wytrwali na wizytę u niej czekali nawet kilka miesięcy! „Viru czesze hery” dla fryzjerstwa stało się tym, czym Madonna dla popu – to tu powstawały kolejne trendy, a zdjęcia metamorfoz wyznaczały kierunek tego, co będzie się nosiło na głowie w danym miesiącu.
Viru wiedziała jednak, że specyficzny klimat strony i społeczność, która się wokół niej zawiązała, nie będzie istniała inaczej niż internetowo, dopóki… nie powstanie realne miejsce, ucieleśnienie idei herowego królestwa Viru. 🌈Marzyło jej się miejsce bez sztuczności, w którym każdy ze stylistów, oprócz tego, że jest doskonałym specjalistą, jest też po prostu sobą. Miejsce, w którym klient nie jest traktowany jak półgłówek, który i tak nie zrozumie, więc po co mu tłumaczyć, co dokładnie będzie się działo na jego głowie. Miejsce, w którym jest atmosfera i w którym ludzie nie wstydzą się, że nabili sobie guza wchodząc w znak drogowy. Postanowiła rzucić się na głęboką wodę i stworzyć swój salon. Jak on się właściwie nazywa…? Bald Balloon – ale to tylko nazwa miejsca. Hasło „Viru czesze hery” określa jego duszę i przypomina, że przecież Viru to człowiek, który przyszedł z internetu. No, ale net netem, a w realu trzeba być nie tylko fryzjerem, ale stać się zarządcą czasu, chaosu i personelu. No właśnie, punkt najważniejszy: zebrać realny zespół. Umiejętności były ważne, ale ważniejsza – chęć uczenia i poszerzania swoich włosowych kompetencji. No i charakter – wiadomo, że trzeba było szukać innych wariatów, bo kto normalny wytrzymałby w towarzystwie tego „specyficznego” dziewczęcia. Zaczęły się więc poszukiwania i tak oto pojawiały się kolejne osobowości.
🔥Viru zawsze podkreślała, że zależy jej na ludziach i trudno tego nie zauważyć – po mieście krąży plotka, że to jedna z najlepszych szefowych w branży beauty, inwestujących w swój zespól jak mało kto. Za inwestycją w umiejętności idzie też inwestycja w rozwój duchowy i mentalny..
Wystarczy zresztą spojrzeć na czystą radość, którą sprawia jej każdy sukces członków herowej familii. A właśnie – czemu „Herowa familia”? Bo z biegiem czasu okazało się, że to nie tylko walnięci ludzie, którzy ze sobą pracują, ale też tacy, którzy po prostu chcą ze sobą spędzać czas, razem przechodzą wzloty i upadki, kochają się i nienawidzą, ale nawet w największym fochu stoją za sobą murem. 🌞Herowa familia to też walnięta familia, która wymaga czasem sterowania ręcznego ze strony Viru.
Wejdźcie na Nadwiślańską i rzućcie okiem na ten piękny, włosowy harmider, z którego jak Wenus z morskiej piany, wyłaniają się kolejne topowe stylizacje… No dobra, jak już z grubsza znamy historię, to teraz krótko o samej Viru i jej włosowych upodobaniach. 💇🏼‍♀️Otóż Viru lubi: – sytuacje, które wydają się beznadziejne i bez wyjścia, czyli: ktoś Ci zrobił jajecznicę na głowie i trzeba to uratować; konsultacje włosowe, czyli rozkminy nad tym co zrobić, jak zrobić i… co będzie potem; cięcia rozmaite: nożyczkami, brzytwą, maszynką i Bóg wie czym jeszcze, a w dodatku w każdym stylu, jaki sobie wymarzycie; kolory, kolory i jeszcze raz kolory – sama o sobie mówi „kolorystka”. Ale jeśli naprawdę chcesz iść w miasto i gadać, że byłaś/eś „u Viru” lub jej zespołu, to zaufaj.
Pełni ich możliwości doświadczysz dając im wolną rękę. Dobrej zabawy!
Za pomoc literacką dziękujemy Sowa pisze rzeczy